Moim najważniejszym planem na poniedziałek było porządnie się wyspać i nadrobić stracone godziny snu z niedzielnego poranka, kiedy to rozciągałam się w parku. Myśl o tym, że nie ustawiam budzika zachwyciła mnie tak bardzo, że obudziłam się o 7…
Wczesnym popołudniem spotkałam się z moim kolejnym gospodarzem, Indonezyjczykiem o imieniu Halim. Halim skończył studiować administrację zeszłej jesieni i od tej pory rozgląda się za pracą w lokalnej budżetówce. Chyba całkiem skutecznie, bo od października zaczyna nową pracę w Dżakarcie. Przez dwa kolejne dni to on oprowadzał po okolicy mnie i moich szwedzkich znajomych.
Atrakcje Yogyakarty trochę nas rozczarowały.
[shashin type=”photo” id=”4460″ size=”large” columns=”max” order=”user” caption=”y” position=”center”]
Zarówno Kraton, czyli pałac królewski jak i pałac wodny okazały się średnio zadbane i średnio… ciekawe. Na szczęście nasz „przewodnik” przygotował dla nas coś wyjątkowego. Zapytał, czy jesteśmy gotowi, żeby trochę się pomoczyć i zabrał nas do jaskiń Goa Cerme.
Droga na miejsce zajęła nam ponad godzinę i wyruszyliśmy w nią oczywiście na skuterach.
[shashin type=”photo” id=”4476″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Na miejscu kasjer po długim i przenikliwym spojrzeniu skasował nas za bilet 10 razy drożej, niż lokalnych turystów i nie protestowaliśmy tylko dlatego, że nawet po ekspresowej podwyżce cena nadal wynosiła niecałe 6 zł… Bilet zawierał przewodnika i latarki na trasę długości 1200 m w głąb jaskini i drugie tyle z powrotem. Po wejściu stromymi schodami znaleźliśmy się przy wejściu do wody, która zalewa dno jaskini. W najpłytszym miejscu woda sięga do kostek, w najgłębszym nawet do pasa.
[shashin type=”photo” id=”4486″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Oczywiście w porze suchej, kiedy do jaskini nie wpada woda z ulewnych deszczy, które padają niekiedy nieprzerwanie przez kilka dni.
Już podczas pierwszego przystanku na robienie zdjęć poczułam, jak coś podgryza mnie w stopę i musiałam bardzo się pilnować, żeby nie zacząć wrzeszczeć i piszczeć. Nasz przewodnik uspokoił mnie jednak, że to tylko… krewetki!
[shashin type=”photo” id=”4492″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Nie zdążyłam otrząsnąć się z pierwszego szoku, kiedy między nami przepłynęła powoli podłużna ryba (typu węgorza albo suma) o długości ponad metra. Pomimo ogromnej chęci ucieczki kontynuowałam spacer. Niespotykane formy naciekowe, jakie można było tam zobaczyć to nie tylko stalagmity i stalaktyty. Widziałam ciekawe formacje w kształcie grzybów, fontann, kłów i jeziorek. Część z nich udało mi się uwiecznić na zdjęciach strasząc przy okazji nietoperze moim fleszem.
[shashin type=”photo” id=”4488″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Dostępna „dla pieszych” część jaskini kończy się fontanną, czyli pięknie wyrzeźbioną skałą, po której spływa woda. Przewodnik wytłumaczył nam, że kawałek dalej znajduje się szyb wysokości ponad 700 metrów, którym spływa tu deszczówka. Tak właściwie to wyjaśnił nie nam, tylko mi – po indonezyjsku, wierząc silnie w moje zdolności językowe. Więc całkiem możliwe, że nie jest to szyb, tylko zjeżdżalnie i ma 65 metrów zamiast 700, a nie spływa nią woda, tylko sok z gumijagód. Ale jako że i ja wierzę w moją znajomość tego obcego języka, to jednak myślę, że jest tam szyb 😉
Jaskinia była dla nas niesamowitą przygodą.
[shashin type=”photo” id=”4481″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Tego typu miejsca zazwyczaj są o wiele droższe i o wiele bardziej popularne. Przy popularnych Batu Caves pod Kuala Lumpur wejście do podobnego tunelu kosztuje prawie 40 zł za osobę! A potem zwiedza się go w grupie kilkudziesięciu innych turystów, a nie z prywatnym przewodnikiem. Ogromnym zaskoczeniem było też dla mnie, że jaskinia znajduje się bardzo wysoko. Nie byłam w stanie sprawdzić jak bardzo, ale na zdjęciach można zobaczyć widoki z punktu widokowego, który znajduje się vis a vis wejścia do jaskini. Pola ryżowe w dolinach leżą kilkanaście m. n. p. m., więc można wyobrazić sobie na jakiej wysokości jest sama jaskinia (oraz jak fantastyczną przygodą było podjeżdżanie do niej skuterem).
We wtorek rano ruszyliśmy (jak zwykle wesołą brygadą – ja, Szwedzi i Halim) do Borodubur, wioski usytuowanej koło ogromnej hinduistycznej świątyni z VIII wieku. Odwiedziliśmy oczywiście świątynię, traktowaną jako główny punkt programu w większości wycieczek po Jawie, ale zapewniam, że nie był to koniec naszych przygód na ten dzień. Resztę opiszę jutro rano!
[shashin type=”albumphotos” id=”119″ size=”small” crop=”y” columns=”4″ caption=”y” order=”date” position=”center”]