• Menu
  • Menu

Ramadan w Dżakarcie i Takbiran na Lomboku

Ostatni miesiąc upłynął nam pod znakiem Ramadanu.
W Dżakarcie, mieście bardzo otwartym i liberalnym, miesiąca postu nie przestrzega się jakoś wyjątkowo rygorystycznie. W całym biurze Łukasza, na ponad 30 osób pościło zaledwie 4 kolegów (w tym dwóch office boysów). Da się jednak zauważyć, że otwarta jest tylko połowa spośród ulicznych wózków z jedzeniem, a w ciągu dnia knajpy i restauracje świecą pustkami. Sytuacja zmienia się po zmroku: Każde miejsce z jedzeniem wypełnia się ludźmi, a office boysi przygotowują iftar (po arabsku) czyli Buka Puasa (po indonezyjsku) – przerywającą ścisły post “kolację”. Skąd cudzysłów? W Polsce posiłek składający się głównie ze słodkości – owoców, mleka kokosowego, lodów, galaretek i cukru nazwalibyśmy raczej “deserem”. Pomijając jednak te detale życie płynie jednak normalnie i o trwającym Ramadanie przypominają głównie wszechobecne dekoracje w sklepach i kolejki taksówek ustawiające się w okolicach meczetów po zmroku.

Zakończenie Ramadanu to najważniejsze święto świata islamu i jednocześnie najważniejsze święto w Indonezji. Nazywane tu Idul Fitri (z arabskiego: Eid Al-Fitr, tak nazywa się je od Maroka po Zatokę Perską) rozpoczęło się oficjalnie w poniedziałek 28 lipca i trwało przez trzy następne dni. Kolejne dwa dni również są ustawowo wolne, tym razem “w prezencie od władz”. W efekcie świętowanie nie trwa trzech, pięciu, ani siedmiu dni. Bez ani jednego dnia urlopu odpoczywa się w sumie dni DZIEWIĘĆ.

Idul Fitri to święto rodzinne, podobne klimatem do naszego Bożego Narodzenia. Mówiąc wprost – cały kraj wyjeżdża do domu. Już w poprzedzającym Eid tygodniu odbiliśmy się od drzwi kilku pralni, których właściciele postanowili jeszcze przedłużyć sobie wakacje, a telewizja każdego dnia informowała którędy najlepiej wyjechać z Dżakarty by ominąć największe korki (tak, jakby było to w ogóle możliwe…).
W czwartek zorganizowano w moim biurze coś co nazwalibyśmy “śledzikiem/jajeczkiem”. Zostaliśmy dłużej, żeby wspólnie z poszczącymi kolegami przerwać post – zjeść zamówione specjalnie przez szefostwo pyszności (skusiłem się na Gulai Otak czyli curry z wołowego mózgu).
10570565_10204458995814394_9029415694817404115_n
W piątek wyszliśmy z pracy wcześniej, a w sobotni poranek miasto było już wyludnione, a na ulice wyjechało podobno mniej niż 20% taksówek. Na szczęście, bez problemu udało mi się dostać na lotnisko taksówką zamówioną dzień wcześniej.

W niedzielny wieczór, już na Lomboku, dokładnie pod naszym hostelem rozpoczęły się przygotowania do odświętnej procesji nazywanej Takbiran. Arabskie słowo “takbir” to nic innego jak znany wszystkim zwrot “Allahu Akbar” – “Bóg jest wielki”. Faktycznie – cała noc minęła pod znakiem tej wyrażającej radość frazy. Słyszeliśmy ją najpierw z dziesiątek udekorowanych platform, które jechały ulicami Kuty, a następnie z setek głośników wszystkich okolicznych meczecików i sal modlitewnych.

Procesje Takbiran, charakterystyczne dla całej muzułmańskiej Indonezji, organizowane są podobno coraz rzadziej. Wspólnoty wiernych maszerujące wiele kilometrów do największego okolicznego meczetu na tyle skutecznie blokowały ruch drogowy, że w Dżakarcie zupełnie ich zakazano.
[shashin type=”photo” id=”5070″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Na prowincji są jednak wciąż popularne – w tak małym miasteczku jak Kuta zobaczyliśmy platformy zorganizowane przez przynajmniej 20 różnych okolicznych wspólnot. Bębny, fajerwerki, petardy i “Allahu Akbar” przez całą noc.
[shashin type=”albumphotos” id=”137″ size=”small” crop=”y” columns=”4″ caption=”y” order=”date” position=”center”]