• Menu
  • Menu

Plaże

Pierwsze dni w Barcelonie mijają nam wspaniale. Rozleniwione (i zachwycone!) perspektywą spędzenia 10 dni w tym pięknym miejscu zdecydowałyśmy najpierw zwiedzić dokładnie… plażę 😉 Jakież było nasze rozczarowanie! Ada – przyzwyczajona do pustych i odludnych plaż na nadbałtyckim Helu oraz rajskich, schowanych przed ludzkim okiem oaz spokoju na Seszelach prawie uciekła w popłochu na widok wąskiego pasa usypanego przez człowieka żwiru, gdzie z jednej strony są wieżowce (co mimo wszystko rujnuje obraz naturalnego, sielskiego wypoczynku) a z drugiej tłumy ludzi i wrzeszczące dzieci. Najlepszy obraz tego, jak postrzegam barcelońskie plaże znajdziecie wpisując w Google Grafika “chińska plaża” 😉

DSC03413


DSC03408

Ada desperacko szuka lepszej plaży.

Wieczorem poszłyśmy na pierwszy, tradycyjny spacer po…

DSC03418

Okolice Starego Miasta zrobiły na nas doskonałe wrażenie. Mogę spokojnie powiedzieć, że Barcelona to miasto idealne – stare miasto jest prawdziwie stare, małe, wąskie uliczki mają niepowtarzalny klimat, knajpki swój własny styl, nie ma śmieci, nie ma kiczu i tandety na straganach, jest drogo, jak na stare miasto przystało i można się porządnie zgubić. Myślę, że każdy turysta odwiedzający Barcelonę jest zachwycony, bo deptak Rambla i otaczające go stare dzielnice El Raval, Barri Gotic i Ciutat Vella spełniają wszystkie turystyczne oczekiwania.

Następnego dnia niespodziewanie zastała nas sobota 😉 Uciekając przed zasilonymi przez weekendowych turystów tłumami dotarłyśmy do oddalonego o 30 km na południowy-zachód miejscowości Sitges. Oklapły nam trochę uszy, kiedy zorientowałyśmy się, że to malownicze miasteczko nie jest tylko naszym odkryciem, a turystycznym kurortem, na dodatek szczególnie ukochanym przez gejów 😉 Na szczęście tu weekendowe tłumy nie dotarły, było raczej miło i spokojnie. Miasteczko zaś bardzo ładne, zadbane i chętne do okazania każdemu zagubionemu turyście wszystkich swoich uroków.

DSC03517

DSC03523

DSC03508

Bardzo fajny, lokalny Tapas Bar, który sprawił, że zboczyłyśmy z naszego szlaku zwiedzania na dwa piwa i kilka przekąsek 😉

DSC03521

DSC03507

DSC03505

DSC03544

Na koniec wybrałyśmy się na lokalny przysmak – paelle, czyli rodzaj potrawy bliski risotto, gdzie na jednej patelni gotuje się ryż razem z dodatkami: warzywami, owocami morza, mięsem i przyprawami. Paella była wspaniała, a popijana do niej sangria chyba nawet jeszcze lepsza 😉 Na deser zamówiłyśmy Crem Catalan, czyli lokalny deser, który można porównać do połączenia smaków cremu brule i koglu-moglu. Największe zdziwienie czekało nas jednak przy wyjściu z Restauracji Boccalino, kiedy okazało się że knajpa którą wybrałyśmy ze względu na atrakcyjność menu i przystępne ceny cieszy się wielką popularnością i przed wejściem w sobotni wieczór stoi dość długi ogonek gości czekających na wolny stolik i specjały przygotowane przez kucharzy tylko dla nich. Muszę przyznać, że pierwszy raz zdarzyło mi się zjeść w tak popularnej knajpie (czekający na kolację klienci są zawsze najlepszą rekomendacją) i muszę przyznać, że może być to niezły klucz podczas kolejnych wyborów miejsc na kolację, bo było pysznie! 😉