[shashin type=”photo” id=”1915″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Jaki pierwszy stycznia taki cały rok? Jeśli tak, to będzie to rok bardzo leniwy, spokojny, ale nawet w tym całym rozleniwieniu – zadziwiający.
W tytule poprzedniego wpisu wspomnieliśmy o Rosjanach. Cóż – jest ich tu (zarówno w Eilacie jak i w całym Izraelu) zatrzęsienie. O ile jednak w Tel Awiwie czy Jerozolimie po rosyjsku mówią Izraelczycy (Ostatnia z fal emigrantów, czyli Aliji, nazywana jest nawet Rosyjską), o tyle tu, nad morzem, mówimy o Rosjanach typu Sharm El-Sheik. Idąc ulicą co raz słyszy się rosyjskie słowa, większość witryn sklepów i knajp zachęca napisami cyrylicą. Wstyd też przyznać, ale łapiemy się na tym, że każdego turystę odruchowo traktujemy jak potencjalnego Rosjanina: nie mówiącego po angielsku, szastającego kasą itp. Na szczęście – jest tu też gro turystów zewsząd: od Europejczyków, przez Amerykanów na Azjatach kończąc.
W tak pięknych okolicznościach przyrody Ada i Łukasz postanowili obadać dziś plaże położone nieco dalej centrum miasta, bliżej granicy z Jordanią.
[shashin type=”photo” id=”1912″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Faktycznie – było tu mniej ludzi, luźniej, Woda ciepła, test aparatu robiącego foty pod wodą zakończył się pełnym sukcesem. I tak w zasadzie nie byłoby sensu zawracać nikomu głowy relacją, gdyby nie to, że po jakimś czasie obok naszych ręczników wylądował dośc nietypowy gość.
[shashin type=”photo” id=”1919″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Na dobrą sprawę nie zwrócilibyśmy na niego uwagi gdyby nie to, że kilkoro Rosjan po początkowym gapieniu się przystąpiło do działania – podchodzili, robili sobie fotki i… odbierali gadżety: koszulki, czapeczki, zdjęcia z literkami LDPR. W tym właśnie momencie zapaliła nam się lampka: Koleś faktycznie wygląda dość znajomo… Po chwili byliśmy już pewni – na leżaczku 3 metry od nas leżał nikt inny jak ruski Lepper – Wladimir Wolfowicz Eidelstein znany dziś jako Wladimir Żyrinowski 😉 Nie można było przegapić tej okazji: fotka z Żyrinowskim trafi do Galerii Ludzi Niekoniecznie-pozytywnie Zakręconych.
[shashin type=”photo” id=”1918″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
I weź tu człowieku planuj, że danego dnia nie napiszesz notki…
Żeby nie było, że cała notka o rosyjskim populiście: poniżej kolejna garść przemyśleń i spostrzeżeń:
– Bezpieczeństwo. Podróżując widzieliśmy już posterunki policji przy drogach, wojsko sprawdzające bagaże przy wejściach na dworce. Tu ochrona sprawdza każdego wchodzącego do centrum handlowego, prześwietla się wszystko i każdego. Żołnierz na dworcu w Jerozolimie sprawdzał nam paszporty nie tylko pod względem tożsamości, ale i stemple w paszporcie. Nie musze chyba mówić, która Wiza w paszporcie Ady szczególnie go zainteresowała… Tak jak szybko przyzwyczailiśmy się do widoku ludzi z bronią automatyczną, tak ciągle zadziwiają nas wojskowe śmigłowce “rekreacyjnie” przelatujące nad miastem. Mówiąc krótko: to jakiś zupełnie nowy poziom.
– Są dwa lokalne piwa: Makkabi i Goldstar. Ponadto kilka piw “na licencji”, przede wszystkim Tuborg i Heineken. Zdecydowanie najbardziej podchodzi nam czerwona odmiana tej duńskiej marki. Oczywiście na wszystkich widnieje odpowiedni certyfikat koszerności.
– Certyfikarty koszerności można też zobaczyć przy barze w każdej knajpie, za ladą w wiekszości barów. Ot papierek ze stemplem i podpisem odpowiedniego rabina.
– Prawie nigdzie nie słychać psytrance’u 🙁 Jeden sklep z t-shirtami przy plaży to dużo mniej niż można się było spodziewać. Może w Tel Awiwie jeszcze poszukamy.
[shashin type=”photo” id=”1913″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Jutro ostatnie plażowanie w Ejlacie i powrót do Jerozolimy, bo za dwa dni zwiedzamy Yad Vashem.
PS Dla ciekawskich: Sylwestra spędziliśmy spokojnie. Najpierw delektowaliśmy się możliwością pogapienia się w telewizor i przez pół wieczoru wspominaliśmy lata 80-te i 90-te razem z VH1, a potem poszliśmy do wcześniej upatrzonej knajpki aby Nowy Rok przywitać w większym gronie. Jednak dopiero dzisiaj wyczytaliśmy w przewodniku, że pub Mike’s Place polecany jest jako… lokal dla 30-latków. Jak widać Łukasz trafił do swoich nawet bez przewodnika 😉