• Menu
  • Menu

Lombok – gdzie na plaże?

Lombok dzieli od Bali raptem kilkadziesiąt kilometrów. Często nazywa się go “siostrzaną wyspą” Bali – nieco mniejszą, mniej rozwiniętą turystycznie, ale przez to wciąż nieodkrytą, dziewiczą. Sielskie życie obu wysp skoncetrowane jest na dwóch świętych wulkanach – Agung na Bali i Rinjani na Lomboku, ludzie w obu miejscach są równie przyjaźni, a plaże równie piękne. Da się jednak zauważyć i spore różnice.

Przyroda Lomboku bardzo różni się od przyrody Bali. Trzystumetrowa głębia Cieśniny Lombok sprawiła, że wyspy były od siebie oddzielone nawet w trakcie pleistoceńskich zlodowaceń. Gdy Europę pokrywała czapa lodowca poziom światowych oceanów bardzo się obniżył. Przez setki tysięcy lat Bali, Jawa i Sumatra połączone były lądem z Azją, a Lombok i wyspy na wschód od niego – z Papuą i Australią.
Dziś, dla kogoś obytego z przyrodą Azji, widać to na pierwszy rzut oka. Australia jak się patrzy.

Drugą największa różnica dotyczy kultury. Bali jest ostoją hinduizmu – miejscem “ucieczki” hinduistycznej jawajskiej szlachty podczas gdy kraj zalał islam. Na Lomboku hinduistów jest niewielu: Balinezyjczycy stanowią około 15% ludności, a większość mieszkańców wyspy stanowią Sasakowie wyznający islam (m.in. Wektu Telu – miejscowy odłam islamu łączący jego obyczaje z religiami animistycznymi). Niby detal, ale przez to “klimat” wyspy jest zupełnie inny, czego doświadczyliśmy oglądając procesje Takbiran.

Lombok liczy niecałe 5000 km^2 (tyle co 10 powierzchni Warszawy), ale blisko połowę powierzchni wyspy stanowi masyw ogromnego (drugiego co do wysokości w Indonezji) wulkanu Rinjani (3726 m.n.p.m.). Życie toczy się więc głównie na równinach na południu wyspy. Tam też znajdują się najpiękniejsze plaże i jeden z niewielu “kurortów” na wyspie – miejscowość o nazwie takiej samej, jak mekka turystów na Bali – Kuta.

Kuta na Lomboku wygląda tak, jak Kuta na Bali mogła wyglądać 40 lat temu. Trzy ulice na krzyż, kilkanaście tanich hoteli i knajpek z tanim jedzeniem. Kilka kilometrów dalej Novotel – pierwszy na wyspie hotel mogący pochwalić się jakąkolwiek gwiazdką. Dużo turystów, jednak zupełnie innych niż ci z plaż Tajlandii. Tu 90% ludzi to młodzi (20-30 lat) surferzy, bardzo dużo jest samotnych dziewczyn. Bardzo mało ludzi starszych, zero “rodzin z dziećmi” czy “młodych małżeństw”.

Plaża w Kucie nie należy do szczególnie urodziwych. Te najładniejsze znajdują się kilka kilometrów dalej, w odległości kilkunastu minut jazdy skuterem (50.000 rupii, czyli 12.5 zł za dzień wypożyczenia).

Pantai Lawan, to plaża leżąca kilka kilometrów na zachód od Kuty, po drugiej stronie kilkusetmetrowego wzgórza. Dojazd całkiem niezłej jakości drogą zajmuje nie więcej niż 25 minut, chociaż piękne widoki sprawiają, że podróż może się wydłużyć o kilka przystanków na robienie zdjęć. Kilkusetmetrowa plaża znajduje się w sporej zatoce, jednak brak rafy sprawia, że nawet tu, kilkaset metrów od otwartego oceanu fale są wyjątkowo silne. Nie ma tu mowy o spokojnym pływaniu, leżeniu w wodzie na plecach czy podglądaniu dna – dosłownie każda sekunda to walka z silnymi falami. Jest pięknie, śmiesznie, ale o relaksie można mówić wyłącznie leżąc w cieniu na białym piaseczku. Na plaży nie ma żadnych restauracyjek czy leżaków, ale piwo można kupić (po zaporowych cenach) od okolicznych “dostawców”.

Zatoka Ekas leży dobre około godziny drogi od Kuty. Jej zachodni brzeg jest jednak mało ciekawy, zajęty przez farmy krabów i krewetek. By dostać się na jej drugi, wschodni brzeg, trzeba poświęcić kolejne 2 godziny. Warto jednak poświęcić dzień na wyprawę – kilkukilometrowa plaża chociaż również średnio nadaje się do kąpieli (dużo glonów, które zbierają tłumy miejscowych dzieciaków) jest wręcz cudowna.

Raptem 10 kilometrów dalej, na wschodnim wybrzeżu Lomboku znajduje się jedna z najpopularniejszych plaż Lomboku: Pink Beach. Droga do niej to droga przez mękę.

Dziurawa jak ser szwajcarski, zakurzona, wąska co jakiś czas sugeruje znakami, że “jesteśmy tuż tuż” (wracając sprawdziliśmy – znak “Plaża za 2km” stał dwa razy za daleko). W końcu, gdy po kilkudziesięciu minutach dojechaliśmy do parkingu okazało się, że czeka nas jeszcze kilkaset metrów “spaceru” bardzo stromym podjazdem. Spodziewaliśmy się czegoś co zrekompensowałoby trudy dojazdu, a tymczasem Różowa Plaża była dla nas rozczarowaniem.

Może to kwestia tego, że trafiliśmy na odpływ, może tłumów turystów (Indonezyjczyków korzystających z pierwszego dnia Idul Fitri), może złej pory dnia. “Różowość” plaży (biorąca się od popularnych w tym rejonie szczątków czerwonych korali) była ledwo widoczna, a zaczynająca się przy samym brzegu rafa z każdą minutą osłaniała się coraz bardziej.

Ostatnią z odwiedzonych przez nas plaż była piękna Tanjung Aan. Ją odwiedziliśmy jednak jeszcze następnego dnia jadąc na przejażdżkę wokół wyspy – o niej więc w następnej notce.