• Menu
  • Menu

Kurczak? Kościół? Czy kościół-kurczak?

Budowla, którą dzisiaj państwo podziwiają to kościół-kurczak. Po angielsku znana jest jako chicken church, a po indonezyjsku geraja burung (kościół-ptak), a rzadziej geraja ayam. Znajduje się bardzo blisko Borodubur, niecałe 4 km za zachód.
[shashin type=”photo” id=”4596″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Miejsce to zostało nam polecone przez Siti i Martina, naszych Couchsurfingowych przyjaciół. Nie jest to znana atrakcja turystyczna i mieliśmy ogromne problemy, żeby wreszcie tam trafić. I to nawet pomimo mojej biegłej znajomości indonezyjskiego (albo raczej podstawowej i ogromnego przekonania o własnej genialności)! Ludzie mieszkający w okolicy zazwyczaj odpowiadali, że owszem, znają takie miejsce, ale gdzie to jest…? To już trudno powiedzieć. Byliśmy bliscy zrezygnowania, kiedy podczas jednego z wielu postoi, kiedy ja zachwycona fotografowałam otaczające nas pola i rolników przy pracy, Emma wypatrzyła sylwetkę wielkiego kurczaka na wzgórzu pośród drzew. Wreszcie! Teraz przynajmniej wiedzieliśmy w jakim kierunku mamy podążać.

Udało nam się dotrzeć do bambusowego mostu podejrzanej konstrukcji, który jest charakterystycznym punktem informującym, że jest się u celu. Wspinaczka na szczyt trwała już tylko 10 minut, chociaż nie była łatwa ani przyjemna.

Kurczak powitał nas w pełnej krasie. Jest ogromny, murowany (nie wiedzieć czemu zarówno ja, jak i Emma i Ulrich spodziewaliśmy się konstrukcji z drewna), pomalowany i ma otwarty dziób.
[shashin type=”photo” id=”4588″ size=”large” columns=”max” order=”user” caption=”y” position=”center”]
Pytanie, jakie zadawaliśmy sobie my i które zadają sobie nasi znajomi z Yogyakarty oraz turyści, którzy na swoich blogach opisują tą niespotykaną budowlę brzmi: kto, do czorta, to zbudował? Dlaczego? I dlaczego nigdy nie zostało to skończone? Odpowiedzi niestety nikt nie zna.

Dwie wersje wydają się najbardziej prawdopodobne. Jedna, zasłyszana na miejscu, mówi o misjonarzach holenderskich, którzy zrealizowali ten dość ekscentryczny projekt, ale z braku wiernych w okolicy zmuszeni byli go porzucić przed ukończeniem. Holendrzy wynieśli się z Indonezji w 1945 roku, oznaczało by to więc, że budynek ma ponad 70 lat… Tłumaczyłoby to poniekąd dlaczego mieszkańcy lokalnych wiosek nie mają pojęcia o jego pochodzeniu – pytani odpowiadają zawsze, że kościół stał tu za czasów ich ojców i dziadków, więc w lokalnej świadomości był czymś oczywistym i nikt nigdy nie pytał, skąd on się tam wziął. W tradycji jawajskiej historia nie gra zbyt dużej roli, jest mniej ważna od tradycji i wierzeń, dlatego trudno dziś uzyskać jakiekolwiek wiarygodne informacje.

Druga wersja mówi o konkretnym człowieku imieniem Daniel Alamsjah, który ożenił się z kobietą pochodzącą z pobliskiej wioski. Daniel pewnej nocy miał sen-objawienie, kiedy to Bóg kazał zbudować mu kościół w kształcie gołębia na wzgórzu. W miejscu tym miało dokonać się ostateczne zjednoczenie Chrześcijan z całego świata. Dość odważny plan jak na niewielki kościół w kształcie kurczaka, ale zobaczmy, jak historia Daniela potoczyła się dalej… Wizja ta wracała do niego przez wiele nocy. Pewnego dnia przyszły budowniczy wraz z żoną udali się w odwiedziny do teściowej. Daniel pchany nieznaną siłą zaczął wspinać się na wzgórze. Na szczycie długo modlił się i dostał z niebios odpowiedź na dwa pytania: Tak, to jest miejsce, do którego kierował go Bóg i Tak, Bóg pomoże mu zrealizować to nieprawdopodobne przedsięwzięcie. W 6 miesięcy udało mu się ponoć wykupić 2,5 hektara ziemi pod przyszłą inwestycję i w 1994 roku (pojawia się tu bardzo konkretna data!) rozpoczął budowę. W tym czasie Indonezja pogrążyła się w ogromnym kryzysie gospodarczym i doświadczyła hiperinflacji, która spowodowała, że Danielowi niespodziewanie szybko skończyły się przygotowane pieniądze, a nieliczni sponsorzy się wycofali. Kościół był ukończony w 70%, ale architekt-szaleniec nigdy nie stracił nadziei, że uda mu się ukończyć projekt.

Czy ta wersja jest prawdziwa? Nie sądzę. Według niej Daniel nadal żyje i zbiera fundusze na ukończenie prac, choć w rzeczywistości budynek popada w kompletną ruinę i nie wygląda, jak by ktokolwiek się o niego troszczył. W Internecie można znaleźć sporo wątków na forach i blogach poświęconych zagadce gigantycznego kurczaka. Jeżeli naprawdę istnieje ktoś, kto szuka sponsorów na ukończenie budowy w jego interesie powinno leżeć nagłośnienie i rozreklamowanie sprawy. Tymczasem wszystkie ważne pytania nadal pozostają bez odpowiedzi.


Kolejne, coraz mniej prawdopodobne teorie mówią, że w środku kurczaka znajdowała się kiedyś klinika odwykowa. Tak naprawdę jednak budynek wygląda, jak by nigdy nie został ukończony i oddany do użytkowania. Wewnątrz znajdują się dwa piętra – wyższe, z oknami i dziurą w kształcie krzyża w sklepieniu przypomina faktycznie nieukończone wnętrze kościoła. Budynek jest ponoć bezpieczny i można wejść do środka. Piętro niżej znajduje się ciemny korytarz prowadzący przez środek i dwa rzędy mikroskopijnych pokoików bez okien po obu stronach. Na końcu znajdują się pomieszczenia przeznaczone na łazienki w indonezyjskim standardzie. Jakie miało być przeznaczenie tego piętra? Absolutnie nie mam pojęcia, ale zimne i ciemne pomieszczenia przypominają mi jedynie dziwny magazyn albo przerażające więzienie. Chociaż o tej drugiej opcji wolałabym nie myśleć w tak absurdalnym miejscu.

[mapsmarker marker=”6″]

Nieukończony kościół popada w ruinę i nie dba o niego nikt. Jak każde tego typu miejsce pełni niechlubną funkcję lokalnej meliny, spacerując wewnątrz można natknąć się na zużyte prezerwatywy, puste butelki, a pewnie i inne pamiątki. Warto pamiętać, że w muzułmańskiej Indonezji seks przedmałżeński jest jeszcze większym wykroczeniem przeciw moralności, niż w Polsce.

Jeżeli traficie na jakieś ciekawe ślady w sprawie kurczaka-giganta, dajcie znać! Jestem szalenie ciekawa o co tu chodzi.
[shashin type=”albumphotos” id=”122″ size=”small” crop=”y” columns=”4″ caption=”y” order=”date” position=”center”]
PS Historia o architekcie Danielu pochodzi z tego bloga.