• Menu
  • Menu

Eskiszahir: hammam

I w końcu! Udało się zrealizować ostatni punkt programu, który założyłyśmy na początku. Odwiedziłyśmy hammam!

Cały czas było nam pod górkę – najpierw nie wiedziałyśmy gdzie znajduje się jakikolwiek, potem znajoma Agaty, która obiecała nam pójść z nami i być swego rodzaju przewodniczką po intymnym świecie tureckich kobiet złamała rękę, więc gips skutecznie powstrzymał ją przed wywiązaniem się z obietnicy. Notabene była to ta sama koleżanka, z którą dzień wcześniej piłyśmy Raky w restauracji na dachu z widokiem na Porsuk. Opowiedziała nam jak mniej więcej taka wizyta przebiega, a potem… musiałyśmy już tylko radzić sobie same 😉 Ostatnie ostrzeżenie, jakie od niej usłyszałyśmy to że w hamammach pełno jest starych kobiet i raczej nie możemy liczyć na nawiązanie znajomości z kimś w naszym wieku. Opowiedziała też ze szczegółami o tym, że starsze kobiety często przerzucają sobie duże, zwisające cycki przez ramię, żeby umyć brzuch, ale może jednak nie powinnam pisać o tym publicznie… 😉

Następnego dnia więc uzbrojone w klapki, kostiumy kąpielowe, ręczniki, szampony i wszystkie inne gadżety potrzebne do kąpieli wodnych ruszyłyśmy w z grubsza znanym kierunku. Zabawnie było od samego początku. Obsługa hammamu równała wiekiem z przeciętnymi klientkami i jak nie trudni się chyba domyśleć w związku z tym nikt ani słowa nie mówiła po angielsku ani w żadnym innym języku świata. Żeby było jeszcze zabawniej Agacie strasznie trudno było zrozumieć cokolwiek z ich turecczyzny. W odpowiedzi na zrozpaczoną minę Agaty panie zazwyczaj mówiły głośniej i… szybciej, co zdecydowanie nie ułatwiało komunikacji. Mogę więc chyba z czystym sumieniem powiedzieć, że całą wizytę odbyłyśmy jako dwie niemowy, które trzeba wziąć za rękę, zaprowadzić i wszystko pokazać. W połączeniu z faktem, że wszyscy bohaterowie, a raczej bohaterki sytuacji były nagie i często od stóp do głów w pianie, byłyśmy prawdopodobnie najciekawszą atrakcją turystyczną roku 😉

Hammam to specjalna, regionalna turecka łaźnia. Tradycja pochodzi oczywiście jeszcze z czasów, kiedy łazienki w domach należały raczej do rzadkości i wspólna wyprawa matek, córek i babć oraz synów, ojców i dziadków na kąpiel była stałym punktem tygodniowego harmonogramu. Muszę przyznać, że cała ta instytucja bardzo przypadła mi do gustu. Jak nie trudno się domyśleć oprócz roli higienicznej hammamy spełniały zawsze wspaniałą funkcję integracyjną i socjalizacyjną.

Jeżeli chodzi o wodę i mycie hammam składa się z kilku części: pierwsza to wspólne pomieszczenie z niskimi ławeczkami, na których siadają zupełnie nagie lub ubrane w bieliznę kobiety i myją się w kłębach piany, którą potem zmywają polewając się wodą z garnuszków. Trwa to stosunkowo długo i może być powtarzane wielokrotnie w zależności od potrzeb. Równolegle znajdują się indywidualne kabiny prysznicowe, dość intymne, bo zamykane i gwarantujące prywatność. Tam myją się bardziej wstydliwe lub mniej towarzyskie panie. Kiedy ciało jest już czyste można udać się do punktu centralnego hammamu – średniej wielkości basenu z ciepłą wodą. Tu odbywają się pogaduszki, ploteczki, wymiana doświadczeń w przeróżnych dziecinach, śmiechy, szepty i krzyki. Dużo krzyków! Hammam (a przynajmniej ten w którym byłyśmy) to dość duża, otwarta przestrzeń z antresolą, na której znajdują się wyżej wspomniane prysznice. Wszędzie słychać głośny plusk wody i potężne echo, które sprawia, że po zamknięciu oczu można poczuć się jak w parku rozrywki dla dzieci, a nie miejscu odpoczynku statecznych matek i babć 😉

Po uiszczeniu opłaty wstępu (w naszym przypadku było to 6 lira, czyli ok. 12 zł, chociaż Agata ma znajomą która za wizytę w popularnym wśród turystów stambulskim hammamie zapłaciła 80 lir, czyli aż 160 zł!!!) można przebywać w środku bez ograniczeń. Można też zafundować sobie dodatkowe atrakcje: my skusiłyśmy się na masaż całego ciała połączony z pillingiem. Pani wymasowała okropnie szorstką rękawicą chyba każdy kawałek naszego ciała. Na początku uczucie było dość nieprzyjemne, ale po chwili pobudzone krążenie sprawiło, że poczułyśmy się o wiele lepiej. A z naszego ciała spadała wprost na ziemię “kluseczki” złuszczonej skóry.

Jeżeli chodzi o atrakcje “wodne” to chyba byłoby na tyle, ale tak naprawdę tylko jeden z dwóch “filarów” hammamu. Drugi to przebieralnie i całe życie towarzyskie, które kwitnie tam. Turczynki tradycyjnie tam nie tylko zostawiają ubrania, ale też (znowu) plotkują, plotkują, plotkują, umawiają się na wspólną herbatkę (którą można zamówić na miejscu), przynoszą ze sobą przekąski, a czasami nawet całe garnki z obiadami. Można powiedzieć, że znowu miałyśmy szczęście, bo znajoma Agaty, która opowiadała nam o hammamach wspomniała, że to stara i zanikająca tradycja – grupy przyjaciółek, czasami rodziny, umawiają się na wspólną wizytę w hammamie, która kończy się właśnie obiadem, często wielodaniowym. Udało nam się coś takiego zobaczyć 🙂 Kobiety siedzą tam owinięte w ręczniki, czasami w samej bieliźnie, czasami nawet bez i po prostu spędzają czas razem. Czy to nie to, czego brakuje nam czasami w naszej kulturze? Hammam ma magiczną moc – to miejsce zamknięte, do którego nie wejdzie nikt niepowołany, nie zadzwoni telefon, nie trzeba będzie zaraz biec dalej. Chciałabym mieć taki hammam w Warszawie.

A tymczasem my… jesteśmy już w Izmirze 🙂



PS Brak fotek spowodowany jest oczywiście tym, że nie zgłupiałyśmy jeszcze do reszty – ogromna cierpliwość spotkanych w hammamie kobiet mogłaby nie poradzić sobie z dwiema dziewczynami z Europy, które nie dość że nie rozumieją żadnego słowa, które się do nich mówi, to jeszcze próbują robić zdjęcia w tak “niefotogenicznym” miejscu 😉