Z niecierpliwością czekaliśmy na koniec ulewy. Na szczęście, zgodnie z prognozami, w środę przestało padać. Ze skumulowaną siłą ruszyliśmy do zwiedzania – Szanghaj udało nam się zobaczyć przed deszczem i trochę w jego trakcie, kolejną najciekawszą atrakcją miasta są (wchłonięte już dziś przez aglomerację) “wodne miasta”. Szanghaj jest miastem usytuowanym na obu brzegach rzeki Huangpu, która jest jedną z odnóg Jangcy – największej rzeki w Azji – symbolu Chin. Naszą podróż zaczynamy u jej ujścia i będziemy poruszać się w przeciwną stronę niż jej prąd – niebawem wybieramy się dalej, zobaczyć największą, a jednocześnie najbardziej kontrowersyjną współczesną inwestycję budowlaną, czyli Zaporę Trzech Przełomów. Delta Jangcy zajmuje ogromną powierzchnię i na jej terenie, na licznych wyspach i wysepkach Chińczycy założyli mnóstwo miast i wiosek. Malownicze usytuowanie oraz doskonałe warunki geograficzne (o znaczeniu rzeki dla Chin będziemy pisać więcej przy okazji Zapory Trzech Przełomów) wpłynęły na rozwój tych niewielkich ośrodków miejskich. Dziś takie miasteczka jak Zhujiajiao słyną z pięknych starówek pociętych setkami kanalików oraz całym dobrodziejstwem, jakie za sobą niosą – mostkami, kawiarenkami, pomościkami i balkonami tuż nad poziomem wody.
Wyjazd rejsowym autobusem z Szanghaju odbył się bez problemów. Śmignęliśmy niesamowitymi estakadami na poziomie czwartego (a czasami nawet dziesiątego) piętra wijącymi się między wieżowcami i 30-piętrowymi blokami jak w niezłym filmie science fiction.
Po wyjściu z dworca zobaczyliśmy rzekę. “Ach, jakie piękne wodne miasto, dworzec też mają położony nad wodą!”, można by pomyśleć. A chwilę później przez “rzekę” przejechał samochód. I jeszcze jeden. I trzy skutery, i rower. Pęknięta rura w tak popularnym miejscu? Cóż, nie raz przecież widzieliśmy zalane skrzyżowania z buzującymi studzienkami pośrodku więc nie zrobiło to na nas jakiegoś wielkiego wrażenia. Daliśmy się więc skusić rowerowemu rikszarzowi na przejażdżkę na stare miasto. Niby było blisko, ale chodzenie zalaną ulicą było nam bardzo nie w smak.
W tym miejscu wypada przypomnieć, że przez tajfun od trzech dni brodziliśmy po kostki w kałużach, więc chodziliśmy tylko w sandałach, które w tym czasie ani razu nie wyschły (podobnie jak nasze stopy). W środę rano wyjrzeliśmy za okno i zobaczyliśmy kawałek suchego chodnika. Uradowani włożyliśmy więc rano zakryte buty mając nadzieje, że temat kałuż zostawiamy za sobą… Wyobraźcie więc sobie nasze miny, kiedy jadąc rikszą, trzymaliśmy stopy kilka centymetrów nad poziomem wody, a nasz kierowca przy każdym przekręceniu pedałami zanurzał nogi w wodzie. Radość z tak komfortowych warunków trwała jednak krótko – z naprzeciwka nadjechał samochód. Wyglądał niewinnie, ale już pięciocentymetrowa fala, którą stworzył zalała nasze buty doszczętnie. Cóż… to był koniec suchych stóp na ten dzień.
Po dojechaniu na miejsce okazało się, że cała starówka jest kompletnie zalana. No tak – pomyślmy logicznie: Tajfun, kilka dni silnych opadów, balkoniki nad poziomem wody…? Tylko kilka uliczek było możliwych do przejścia, w reszcie stała woda czasami nawet do kolan. Pozalewane były też sklepiki, kawiarnie i prywatne domy, które miały nieszczęście być trochę niżej usytuowane. Część sklepów z dobrami wszelakimi dla turystów była zamknięta, nie działały też prawie wszystkie atrakcje turystyczne. Zawiedzeni odeszliśmy z kwitkiem spod starej poczty, ogrodów i świątyń.
Mimo wszystko dzień, który spędziliśmy w Zhujiajiao był dość miły. Udało nam się odwiedzić buddyjską świątynię i, po raz kolejny, załapać na czas modlitwy. To bardzo frapujące – w Polsce, kraju bądź co bądź religijnym, gdzie jest mnóstwo kościołów praktycznie zawsze, kiedy odwiedzi się któryś z nich w środku panuje podniosła cisza. Z drugiej strony: Chiny to kraj, w którym żyje najwięcej ateistów na świecie (nie tylko liczbowo, ale przede wszystkim – procentowo). Wierzący należą do awangardy, a mimo to w każdej buddyjskiej świątyni, którą do tej pory odwiedziliśmy trwały akurat modlitwy. Oprócz kilkunastu mnichów, którzy powtarzają mantry i grają na cymbałkach, misach i dzwoneczkach w modlitwie uczestniczy kilkudziesięciu wiernych.
Zwiedzanie Zhujiajiao przypominało nam trochę grę komputerowa. Kolejne uliczki kryły nowe misje w postaci skakania po cegłach, przeciskanie się między stoiskami, balansowanie na wąskim krawężniku, żeby tylko nie wpaść do wody. Zabawy było co nie miara, ale tak naprawdę wielkość zniszczeń zobaczyliśmy dopiero wracając autobusem, który nie jedzie ekspresowo, tylko włóczy się po okolicy. Wszystkie drogi, chodniki, pola poniżej poziomi drogi były totalnie zalane. Widzieliśmy całe gospodarstwa, gdzie podwórze i każdy budynek do połowy parteru stał w wodzie. Oczekiwanie, aż woda opadnie i naprawianie strat zajmie kilka tygodni. Marnym pocieszeniem jest na pewno to, że Jangcy jako rzeka zbierająca wodę z 1/5 powierzchni całych Chin ma niestały poziom wód i tego typu podtopienia pewnie zdarzają się tu często. Dla nas oznacza to jednak, że nie zobaczymy innych “wodnych miast”, bo pewnie są w takim samym stanie.
Jutro jedziemy do Nankinu, dawnej stolicy. Czas spędzony w Szanghaju był bardzo przyjemny – na pewno spokojny, bo zostaliśmy tu ponad tydzień. Bardzo komfortowy, ponieważ cały czas mieszkamy w przestronnych mieszkaniach w compoundach (dużych osiedlach wieżowców). Było przesmacznie, nasi przyjaciele stanęli na wysokości zadania i codziennie zabierają nas do innej chińskiej restauracji, abyśmy mogli poznać kuchnie z całego kraju. Wypoczęliśmy, ponieważ zatrzymani przez deszcz siedzieliśmy w domu i oglądaliśmy seriale. Ale czas ruszać dalej! 🙂
[slickr-flickr tag=”Zhangjiajiao” id=”104277244@N05″]
PS Dla wszystkich miłośników chińskiej kinematografii ciekawostką na pewno będzie fakt, że w jednym z wodnych miast w okolicy Szanghaju – Suzhou kręcony był doskonały film “Zawieście czerwone latarnie”. Film przedstawia tradycję wielożeństwa w dawnym społeczeństwie chińskim. Pokazuje wiele tradycji, relacje jakie panowały wewnątrz rodziny, elementy kuchni chińskiej, rozrywek dnia codziennego oraz ciekawą intrygę. Polecamy serdecznie!
Witam Was Kochani :-))) Jak przystało na prawdziwych podróżników, w słońcu i w kurzu, w deszczu i błocie….podboje świata Wam nie obce 😉
Ale jak być w Chinach i nie zobaczyć wylanej rzeki Jangcy, ależ to do Was niepodobne 🙂
Mam nadzieję, że kataru nie będzie
Trzymajcie się, pozdrawiam i ściskam :-*