• Menu
  • Menu

Seszele – podsumowanie

Z Seszeli wróciliśmy ponad rok temu. Przez ostatnie kilka dni pobytu nie mieliśmy dostępu do Internetu, więc obiecane podsumowanie wyjazdu nigdy nie powstało.
Do teraz. Lepiej późno, niż wcale. Co więcej – postaramy się napisać więcej podobnych notek podsumowujących m.in. finansowe strony naszych wypraw.
[shashin type=”photo” id=”5038″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Na Seszele lecieliśmy Qatar Airways. Skorzystaliśmy z promocji, w której za dwa bilety zapłaciliśmy dokładnie 4969.32 zł. Zdecydowanie była to najdroższa część składowa całej wyprawy. Bilety kupiliśmy we wrześniu, mieliśmy więc ponad 4 miesiące na zebranie pieniędzy na pobyt i szczegółowe zaplanowanie wyjazdu.
Na Seszelach spędziliśmy 13 dni i 12 nocy. Odwiedziliśmy 3 różne wyspy, spaliśmy w 3 różnych hotelikach, a 3 noce spędziliśmy u naszej couchsurfingowej przyjaciółki Jessie.
Hotele na Seszelach są raczej drogie. 60 Euro (250 zł) za noc to cena zaporowa jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do cen “azjatyckich”, ale i bardzo rozsądna gdy przywykliśmy do podróży po Europie. Za nasze 9 noclegów zapłaciliśmy w sumie około 2500 zł. Warto jednak dodać, że standard był adekwatny cenie. Jamelah Beach Guest House na Mahe i Lou Lou Bungalows na Praslin to miejsca o najlepszym standardzie jakie dane nam było odwiedzić.
[shashin type=”photo” id=”2049″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Kosztowny jest też transport promowy. Kosztowny, ale do przeżycia: za cztery przeprawy, podroż Mahe – Praslin – La Digue i spowrotem zapłaciliśmy w sumie około 500 zł (za dwie osoby).
[shashin type=”photo” id=”5015″ size=”large” columns=”max” order=”user” caption=”y” position=”center”]
Wszystko inne (komunikacja publiczna, jedzenie) na Seszelach jest tańsze niż w Polsce.


Bilet autobusowy kosztuje 5 Rupii, czyli dwie osoby jadą za 2.5 zł. Na Mahe, największej wyspie (wielkości Gdyni, ale z 1/3 jej mieszkańców) jest ponad 40 linii autobusowych. Najdłuższymi jedzie się ponad godzinę, dojechać można w najdalsze zakątki wyspy. Na Praslin, drugiej wyspie, ceny są takie same, ale autobusów dużo mniej. Na szczęście wszędzie sprawdzał się autostop. Miejscowi zatrzymują się bardzo chętnie, turyści wcale. La Digue jest malutka. Tu komunikacji publicznej nie ma, samych samochodów jest raptem kilka – podstawą jest wypożyczenie roweru.
Jeśli chodzi o jedzenie: oprócz drogich hotelowych restauracji jest trochę restauracji tańszych (potrawy za 20-25 zł, piwo za 8 zł), ale podstawą są bary “Take-away” serwujące miejscowe żarcie (do wyboru: rybne curry, curry z kurczaka, curry z wieprzowiny, stek z tuńczyka, ale też curry z ośmiornicy czy krabów itp z ryżem i sałatką) za 40 rupii, czyli 10 zł. Porcje ogromne, więc zamówić można też połówkę za piątaka. Na jedzenie i picie wydaliśmy ok 800 pln.
[shashin type=”photo” id=”5010″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Reasumując finanse: 2 tygodnie na Seszelach kosztowały nas około 10.000 zł na dwie osoby, licząc wszystkie przeloty, promy, noclegi, obiady, walentynkową kolacje i inne wyjścia do restauracji, pamiątki i dużo rumu.
Wydaje mi się, że “oszczędzając” (nie jedząc w restauracjach, nie kupując wody w hotelowej knajpie na plaży, a wyłącznie w sklepach) spokojnie zjechalibyśmy do 9000 zł, a rezygnując z podróżowania po wszystkich wyspach i skupiając się wyłącznie na Mahe – nawet do 8000 zł. To niezłe ceny, biorąc pod uwagę, że najtańsza (6 dniowa, obejmująca tylko pobyt w hotelu na Mahe) zorganizowana wycieczka na Seszele kosztuje 6000 zł od osoby.

Jechaliśmy z nastawieniem na wypoczynek i leżenie na plaży. Trochę baliśmy się komercji – wyspy jawiły nam się jako turystyczny raj, więc spodziewaliśmy się grupek Rosjan/Niemców i namolnych sprzedawców badziewia. Okazało się, że nic z tych rzeczy. Klimat wysp totalnie nas pochłonął i całe dnie spędzaliśmy na snuciu się to tu, to tam.
[shashin type=”photo” id=”5019″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Kultura kreolska, serdeczność ludzi i ich nastawienie do “innego typu turystów” totalnie nas zaskoczyły. Coś w tym jest: chyba większość odwiedzających Seszele zamyka się w hotelach i nigdy nie wychodzi “na miasto” (a jeśli już – jadą gdzieś wynajętym samochodem). Nie spodziewaliśmy się, że możemy być dla kogokolwiek miejscowego jakąkolwiek atrakcją, a tymczasem czuliśmy się prawie jak w Iranie.
Jednak tym, co chyba najbardziej nas zaskoczyło była zupełna pustka na plażach. Najlepszych plażach, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Niewiele jest w internecie “recenzji plaż”. A szkoda, bo niektóre przez nas odwiedzone zasługują na pochwalne peany.
Zacznijmy od Mahe.
[shashin type=”photo” id=”5043″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Nasz pierwszy hotel, Jumelah Beach Guest House mieści się na Anse aux Pins. Plaża ta jest fajna, dość długa, ale w trakcie odpływu bardzo mało interesująca.
Niedaleko, w odległości spaceru na południe znajdziemy trochę fajniejszą Anse aux Courbes, jeszcze dalej przepiękną, również ogromną Anse Royal.
Najpopularniejszą plażą Mahe jest Beau Vallon. To tam mieści się najwięcej hoteli, tam najbardziej rozwinął się turystyczny przemysł. Wbrew naszym obawom miejsce nie ma w sobie jednak nic z Władysławowa czy Helu. Plaża liczy sobie dobry kilometr i wciąż jest piękna, a turystów wbrew pozorom nie ma na niej zbyt wielu (dziesiątki, nie setki ani tysiące).
Plaże na południu Mahe spodobały nam się najbardziej. Baie Lazare i Anse Takamaka były fantastyczne, ale żadna z nich nie zrobiła na nas takiego wrażenia jak Anse Intendance. Położona jest daleko – niemal godzinę jazdy autobusem linii 5A od Victorii. Po wyjściu z autobusu czeka nas jeszcze 10 minutowy spacerek przez średniego uroku mokradła leżące nieopodal hotelu Banyan. Sama plaża olśniewa. Piękna, lazurowa woda, bielutki piasek, nie za duża i nie za mała, a wokół ani żywej duszy… To zdecydowanie jedna z najpiękniejszych plaży na Seszelach i, co za tym idzie, na świecie.
[shashin type=”photo” id=”2040″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
[shashin type=”photo” id=”5044″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Na Praslin “mieszkaliśmy” na Grand Anse. Choć bardzo piękna – jest jednak zupełnie inna niż wcześniej opisane. Bardzo długa, porośnięta pnączami, popularna wśród rybaków ze względu na podchodzącą pod sam brzeg rafę koralową nie nadaje się do “zabawy w wodzie” ani wylegiwania się na brzegu. Jest jednak fantastyczna jeśli chodzi o snorkeling: to tu po raz pierwszy widzieliśmy płaszczki i żółwie morskie.
[shashin type=”photo” id=”5014″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Na północy wyspy znajduje się Anse Georgette plaża nietypowa, bo leżąca na terenie ekskluzywnego resortu. Na szczęście dostępna jest dla każdego chętnego… o ile każdy chętny uprzednio przedzwoni i wpisze się na listę gości. Anse Georgette jest cudowna, malutka, urodą dorównuje Anse Intendance.
[shashin type=”photo” id=”5012″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Teoretycznie niedaleko, a w praktyce po drugiej stronie wyspy znajduje się Anse Lazio. Pomiędzy nią, a leżąca jakiś kilometr dalej Anse Georgette znajduje się jednak masyw górski z liczącym blisko 200 metrów szczytem Chenard. Przejście małej, górskiej ścieżki zajęło nam dobre 2 godziny, dojazd autobusem wokół wyspy mógłby trwać tyle samo.
Anse Lazio to kolejna plaża, którą można wymienić jednym tchem obok Anse Intendance i Anse Georgette. Cudnej urody woda, idealny rozmiar, piękny piasek. Jakby tego było mało – w wodzie co jakiś czas migoczą kolejne rybki.
[shashin type=”photo” id=”5002″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
[shashin type=”photo” id=”5042″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Ostatnia z odwiedzonych przez nas wysp, La Digue, słynie z niezwykle popularnej Anse Source D’Argent. Choć niesamowite granitowe bloki faktycznie robią duże wrażenie, to sama plaża nie zachwyca jak wspomniana wcześniej, ulubiona przez nas trójka. Tu też, podobnie jak na Anse Grande na wyspie Praslin, rafa podchodzi pod sam brzeg. Do wody lepiej więc wchodzić w sandałach, a najlepiej – z rurką i maską do snorkelingu. Nie bez znaczenia był też fakt, że to jedyna na Seszelach plaża, za której odwiedzenie trzeba zapłacić (stanowi fragment plantacji będącej pokazową atrakcją tej wyspy).
[shashin type=”photo” id=”5007″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Dużo bardziej spodobała nam się Grande Anse (nie mylić z Grand Anse na Praslin!). To kolejna plaża z cyklu tych “najpiękniejszych”. Niestety, w odróżnieniu od wspomnianej wcześniej trójki jest najbardziej zatłoczona i… najniebezpieczniejsza. Duże, ulubione przez miłośników surfingu fale i mocniejsze prądy sprawiają, że grunt pod nogami może nieoczekiwanie pojawić się lub zniknąć. I jej jednak piękna nie sposób odmówić.
[shashin type=”photo” id=”5034″ size=”large” columns=”max” order=”user” caption=”y” position=”center”]
Ostatnią większą plażą, którą przyszło nam odwiedzić była leżąca nieopodal naszego hotelu Anse La Reunion. Długa, ale bardzo sympatyczna plaża również “stworzona” z myślą o snorkelingu. Widok wyspy Praslin w oddali niesamowicie dodaje jej uroku, a klimat plaży współtworzą liczne łodzie rybackie i nabrzeżne warsztaty szkutnicze.
[shashin type=”photo” id=”4994″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Z perspektywy czasu – Seszele były magiczne. Wyobrażaliśmy je sobie jako piękne miejsce, ale i tak przebiły nasze wyobrażenia. Jeśli szukacie raju we wciąż rozsądnej cenie – nie ma co się dłużej zastanawiać.
[shashin type=”albumphotos” id=”135″ size=”small” crop=”y” columns=”4″ caption=”y” order=”date” position=”center”]