Kochany Łukaszku!
Jak się masz beze mnie w Dżakarcie? Wyjechałam dopiero 4 dni temu, a czuję się jak bym nie widziała Cię już co najmniej kilka tygodni. Ostatnie miesiące, podczas których spędziliśmy razem każdą godzinę przyzwyczaiły mnie do tego, że zawsze jesteś koło mnie.
Ale nie narzekam! W środę wyleciałam z Dżakarty z moją mamą, ciocią i Jędrzejem na Bali. Szkoda, że wybuch wulkanu Kelud w zeszły czwartek (13 lutego) pokrzyżował nam plany zwiedzania centralnej i wschodniej Jawy. Żałuję, że nie udało mi się pokazać rodzinie Borodubur i wulkanu Bromo – o siebie się nie martwię, bo przecież już niedługo wybierzemy się tam razem podczas jednej z wielu planowanych weekendowych wycieczek.
Pierwszym sukcesem naszej wspólnej podróży było dotarcie na lotnisko w niecałą godzinę. Dżakarta nadal jest dla nas łaskawa i nie zaprezentowała nam jeszcze mrocznego uroku ulicznych korków. Po bezproblemowym locie na pokładzie jednego z wielu lotów AirAsia znaleźliśmy się na Bali, na jedynym lotnisku na wyspie – Denpasar. Co ciekawe, samo lotnisko jest stosunkowo daleko od miasta, od którego wzięło nazwę. Za to jego lokalizacja zapiera dech w piersiach zarówno podczas lądowania jak i startu! Past startowy usytuowany jest w poprzek wąskiego pasa lądu, więc zaraz przed i za nim rozpościera się krystaliczna tafla oceanu. Niebywałe widoki!
Mieliśmy spędzić tu tylko jedną noc, a właściwie kilka godzin. Zarezerwowałam więc hotel ekstremalnie blisko lotniska – dosłownie 300 metrów. Postanowiliśmy się przespacerować. Moja rodzinka miała jednak okazje skosztować prawdziwego, indonezyjskiego życia, bo na naszej trasie znalazł się niespodziewanie długi i wysoki płot, który trzeba było obejść nadkładając dobre kilkaset metrów. I to wzdłuż autostrady bez chodników! Napomknę tylko, że nie byli zachwyceni.
Następnego dnia z samego rana ruszyliśmy do portu, skąd odpływała łódź na cudowną rajską wyspę – Gili Trawangan. Jest to największa i ostatnia z malutkiego archipelagu trzech symetrycznych, okrąglutkich wysp ułożonych jedna za drugą przy północno-zachodnim wybrzeżu Lomboku. Słyszałam na jej temat niebywałe historie – zdradzę Ci już, że wszystkie się sprawdziły!
[shashin type=”photo” id=”3971″ size=”large” columns=”max” caption=”y” order=”user” position=”center”]
[shashin type=”photo” id=”3974″ size=”large” columns=”max” caption=”y” order=”user” position=”center”]
[shashin type=”photo” id=”3977″ size=”large” columns=”max” order=”user” position=”center”]
Gili Trawangan jest tak mała, że można ją obejść na pieszo w półtorej godziny. Tak przynajmniej wyczytałam na Wikipedii. Nie wiem czy to prawda, bo nam zajęło to calutki dzień. Zatrzymywaliśmy się chyba w każdej przytulnej knajpce po drodze na małe piwko albo świeżo wyciskany sok z miejscowych owoców. Nie odpuściliśmy nawet prowizorycznego stoiska z młodymi kokosami ustawionego zachęcająco obok plantacji palm kokosowych. Za 5 zł można tam było dostać kokosa tak dużego i mięsistego, że najedliśmy i napiliśmy się nim ze czwórkę! A że pani szastającej maczetą jak niegroźną wstążką spodobała się radość moich gości z Polski na widok tego niespotykanego u nas orzecha, że dostaliśmy kolejnego gratis. A jak już byliśmy napici i najedzeni, to trzeba było ochłodzić się w toni błękitnego oceanu. Na każdej plaży po drodze, bo co jedna to ładniejsza!
[shashin type=”photo” id=”4015″ size=”large” columns=”max” order=”user” caption=”y” position=”center”]
Wszyscy byliśmy bardzo zachwyceni autentycznością i wyspiarskim klimatem na Gili. Pomimo wielu wcześniejszych hucznych zapowiedzi była to pierwsza wyspa, na której naprawdę nie ma żadnego transportu samochodowego ani motorowego. Miało być tak na La Digue na Seszelach, ale tam – jak doskonale pamiętasz – przywitały nas traktory i busiki przewożące turystów. Tu było naprawdę zacisznie i spokojnie. Jedyny sposób transportu to dwukołowy wózek-taksówka zaprzężony w kucyka. Po wschodniej stronie wyspy znajduje się jedyna wiosko-osada, gdzie ulokowały się wszystkie budżetowe homestay’e i hostele oraz znakomita większość droższych i tańszych knajp. Luty to środek niskiego sezonu, więc turystów jest niewielu, ceny atrakcyjne, a pogoda… dopisuje 😉 Za noc w przytulnym bungalowie 50 metrów od plaży (bez bezpośredniego dojścia do wody, ale za to z wydzielonym kawałkiem plaży, leżakami i parasolami do dyspozycji) płaciliśmy nie więcej niż 30 zł za osobę za noc. Skromne, ale pyszne śniadanie było w cenie. Kolacja kosztowała nas ok. 10-12 zł za jedno danie.
[shashin type=”photo” id=”4030″ size=”large” columns=”max” order=”user” caption=”y” position=”center”]
Spędziliśmy tam 3 dni. Oprócz całodziennej wycieczki wokół wyspy przede wszystkim byczyliśmy się na plaży, snorklingowaliśmy i rozkoszowaliśmy się daniami kuchni indonezyjskiej. Na obiadokolację jadamy zazwyczaj ryby (słodkowodne nile albo słonowodne spannery, barakudy i tuńczyki), curry z warzywami albo nasze ulubione gado-gado, czyli sałatkę z kiełków, sałaty, tofu i jajka w pysznym sosie z orzechów ziemnych.
[shashin type=”albumphotos” id=”105″ size=”small” crop=”n” columns=”4″ caption=”y” order=”date” position=”center”]
Dziś tą samą łódką wróciliśmy na Bali. Ulokowaliśmy się w nowym hotelu ION Benoa, który został oddany do użytku dopiero 2 miesiące temu, a połowa jego pięter nadal jest urządzana. Standard jest zachwycający, a i cena okazyjna. Przygoda z Bali dopiero przed nami, ale już z rozrzewnieniem wspominamy czas spędzony na Gili. Jestem pewna, że Tobie też bardzo by się tam podobało. Mam nadzieję, że wybierzemy się tam razem!
Muszę już kończyć, bo dzień chyli się ku końcowi (na Bali jest godzinę później niż w Dżakarcie, czyli aż 7 godzin później niż w Polsce), a basen hotelowy kusi chłodem i spokojem po pełnym wrażeń dniu. Jutro ruszamy na plażę, a potem planujemy wycieczki po wyspie. Łukaszku, tak bardzo się cieszę, że zostajemy w tej fascynującej Indonezji jeszcze kilka miesięcy i będziemy mieli okazję odwiedzić jej mniej i bardziej popularne zakątki. Dwutygodniowe wakacje to super przygoda dla mojej rodziny i aż sama bardzo im zazdroszczę, że udało im się wyrwać chociaż na tyle z mroźnej i zimowej Polski, ale musisz przyznać, że co najmniej kilka razy tyle potrzeba, żeby zwiedzić ten ogromny i różnorodny kraj.
Dbaj o siebie
Karm jeża
Adusia
[shashin type=”albumphotos” id=”106″ size=”small” crop=”n” columns=”4″ caption=”y” order=”date” position=”center”]
hej… pozdroski z wcale nie mroznej polski 😉 u nas jest juz nemal wiosna… temperatury na dosc sporym plusie i bezchmurne niebo 🙂 pogoda jest niemalze z gatunktu tych absurdalnie – psychodelicznych 🙂 spodobaloby ci sie 😉 pozdrowienia dla calej rodzinki ;* i dla ciebie :* i dla lukasza :* mam andzieje ze uda nam sie w koncu pogadac chwile 🙂