Po pół roku pobytu Indonezja, którą widujemy na codzień wciąż nie przestała nas zadziwiać. Setki małych detali wciąż nas zaskakują, ale jakoś nie ma okazji, żeby wspomnieć o nich w regularnych notkach. Postaramy się więc pisać i krótsze, bardziej treściwe teksty poruszające tylko jedno zagadnienie. Pierwsza notatka z serii “400 słów” opowiadać będzie o… indonezyjskich kinach.
Najważniejsze są trzy podstawowe fakty:
1. W Indonezji filmy mają premiery równo z premierami światowymi. Tłumaczymy to sobie galopującym piractwem: Na każdym rogu, w każdym centrum handlowym znajdziemy stoiska z pirackimi płytami, więc jedyną szansą dla dystrybutorów jest zarobić na filmie zanim piracka kopia pojawi się na stoisku. Jeśli film w Polsce ma premierę w piątek, to w Indonezji można go zobaczyć już w środę/czwartek tydzień wcześniej.
2. Bilety są tanie jak barszcz: w tygodniu za zwykły seans płaci się 30.000 rupii, czyli 7.5 zł; w soboty i niedziele 11 zł; seanse 3D odpowiednio 9 i 14 zł; 4DX w 3D – około 27 zł.
Warto dodać, że kina są w bardzo dobrym standardzie – tak jak najlepsze kina w Polsce. Jeśli jednak komuś za mało luksusów to są sale o podwyższonym standardzie:
– Klasa Satin to wygodne fotele – w tygodniu 11 zł.
– Klasa Velvet to… łózka. 40 złotych za dwie osoby.
3. Wszystkie amerykańskie filmy lecą w oryginale z napisami po indonezyjsku (w Singapurze napisy są po chińsku i malajsku). Filmy indonezyjskie pokazywane są bez napisów, a filmy hinduskie i koreańskie – tylko z napisami po indonezyjsku.
Tyle jeśli chodzi o plusy. W porównaniu do kin polskich da się jednak znaleźć równie dużo minusów:
1. Repertuar kin to najlepsze (i najgorsze) co Hollywood ma do zaoferowania. Zero filmów z Europy, zero dramatów, zero myślenia – jedna wielka rozpierducha. Ada prawie się rozpłakała kiedy miała wybierać między Spidermanem, Ironmanem, X-menami i Godzilla :>
2. Wiara w duchy jest w Indonezji tak powszechna, jak w Polsce wiara w dusze embrionów. Stąd pewnie niesamowita popularność horrorów.
3. Wbrew pozorom dobrych filmów akcji i horrorów nie produkuje się za wiele. W związku z tym w kinach można zobaczyć niewyobrażalną ilość filmów, o których kiedyś mówiło się “hity kaset wideo”. To nawet nie jest klasa B. Prezentrowane są “hity” w rodzaju “Śmiertelna Gorączka 3”, której w Polsce nikt nigdy nie pokaże, chyba że późną nocą na egzotycznych kanałach.
4. I tu dochodzimy do sedna sprawy: Wczesne premiery są fajne, ale wtedy kiedy ogląda się DOBRE FILMY. Niestety – póki co nasze polowanie na “świeżynki” kończy się bardzo słabo. W ciągu kilku miesięcy obejrzeliśmy (zwłaszcza Łukasz) tak dużo słabych filmów jak nigdy wcześniej: tak się kończy chodzenie do kina w ciemno, gdy nie ukazała się jeszcze żadna recenzja.
Dzięki za relację – teraz już nie ośmielę się narzekać na powtórki w TV takich filmów jak: Joe Black, Skazani na Shawshank, które widziałam wielokrotnie. Łóżka niesamowity pomysł!